Rok 2023, czyli
spotkanie pod
„Odlotową Krówką”
Choć dla wielu z nas, wydaje się to
nieprawdopodobne, ale powiem tak: to prawda, niestety. Prawda, którą, jak
mówi Piter Grygorowicz, została przez Niego osobiście zweryfikowana u
PT. Zenka. A więc ta prawda jest prawdziwa! Jaka prawda, może
się zapytać wątpiący niedowiarek? Ano ta, że 60 lat
temu, tj 2 września 1963 roku (bo pierwszego była niedziela), nasza trzódka rozpoczęła
edukację w klasie VIIIa w XIII LO w Morągu. Dla mnie samego wydaje
się to zadziwiające, ale przecież Pan Zenek nie może
kłamać. Nasza pamięć osobista owszem mami nas i zwodzi, ale
Zenek nigdy. Tak więc PT: Elu, Ewuniu, Basiu, Bożennko, Wołodzia
i kto tam jeszcze nie odleciał, i się ostał, w tej formie
istnienia, w jakiej był istniał w XIII LO w czasach onych – Piter zaprasza Was wszystkich
na jubileuszowe spotkanie pod nazwą „60 lat minęło jak jeden
cień”, które odbędzie / odbyło
się w ramach eventu o nazwie konwentykl pod „Odlotową
krówką” (a co cholera chcieliśta
jenzyka polskiego no to go macie). Poniżej znajduje się trochę
zdjęć z tego konwentyklu, które przysłali mi Wołodzia
Kirson i Piter G. Oczywiście zdjęcia przyszły bez jakiegoś
komentarza, dlatego tam gdzie mogłem, i byłem w stanie, dodałem
komentarz od siebie.
I teraz
komentarz do pierwszej grupy zdjęć: Event rozpoczął
się tak jak zwykle (a jak miał się zacząć, do cholery)
zebraniem się grupy, która właściwie była tylko
grupką, przed naszą szkołą. Punktualnie o 12.00
rozległ się dzwonek i po nim informacja, że sala w kurniku jest
wolna. Więc grupka przegrupowała się kierując się do
kurnika. Ja też tam byłem, choć od ponad tygodnia
zamęczał mnie Parkinson z dodatkami. Lecz dowiedziawszy się,
że Dyrekcja z Piterem przygotowali dla dostojnych uczestników zjadalne
upominki, przyczłapałem również na spotkanie. W naszej kurniczej
klasie, jak zwykle spotkanie rozpoczęto odśpiewaniem patriotycznej
pieśni „Boże coś Polskę” (informacja o tym jest
niezbędna w staraniach o dofinansowanie przyszłych spotkań z NFCBR).
Po czem Pan Dyrektor (zresztą również absolwent XIII LO) ciepło
i słodko powitał tak dużą grupę prehistorycznych
absolwentów. Słodko, gdyż każdy obecny uczestnik otrzymał
upominkową torbę z cukierkami marki „Odlotowa krówka”. Dlaczego taka
marka? Doprawdy nie wiem. Jak ktoś wie lub nawet się tylko
domyśla proszony jest o poinformowanie o tym wiadomej osoby. Zdjęcia
podarunkowej torby oraz fotki krówek znajdują się poniżej. Aha,
oprócz mowy Dyrektora, Bożenki, Pitera, to na ekstra deser mogliśmy
wysłuchać pozdrowień od Mańka Łoginowa i Andysia
Żochowskiego. Obaj oni rzecz jasna płakali, że nie mogą z
istotnych życiowych przyczyn być z nami, no ale takie jest to
życie, i tak należy w razie czego zeznawać. Andyś dodatkowo
narzekał na opresyjny charakter australijskich rządów. Te bandyckie
rządy zmuszają obywateli do szczepienia się przeciw COVID. No
skandal na świat cały, bo przecież wiadomo, że w
szczepionkach są chipy zmieniające człowieka w zdalnie
sterowalny robot. U nas też tak jest, ale przecież dla osłody
zaszczepeniec może się zarejestrować w Comtelach jako mobilna
stacja przekaźnikowa. Po zarejestrowaniu zaszczepieniec dostaje od
poszczególnych firm (Play, T-mobile, Plus, etc) comiesięczne wynagrodzenie
za pełnienie roli mobilnego przekaźnika sieci G5. Andrzejku,
może w tej Australii również zaszczepieńcy mogliby
wyciągnąć jakąś forsę od waszych firm telefonii
komórkowej?
Koniec
przemówień powitalnych, przekazywanych życzeń, etc wyprowadza
spotkanie na schody przed budynkiem szkoły, by tu dokonać rytualnego
obfotografowania uczestników spotkania. Parę zdjęć z tej
części imprezy pokazanych jest poniżej.
Wiem,
po zakończeniu części klasowej imprezy, następna
część odbywała się w restauracji Parkowa, i była
nazywana „sympozjum w parkowej”. Tym razem sympozjum chyba się nie
odbyło. Napisałem „chyba”, bo z powodu swego Parkinsona
zrezygnowałem z uczestnictwa w dalszych częściach imprezy, i w
związku z tym, co było potem wiem tylko z informacji pośredniej.
A ta informacja poinformowała mnie, że obsługa tej restauracji
kierując się klauzulą sumienia nie podaje trunków greckich, a
takie, jak wiadomo, są jedynie respektowane przez Pitera Grygorowicza.
Powoli, przecież to jakiś kretynizm, o co chodzi z tą
klauzulą, sumieniem itd. w tej restauracji. Ano, podobno obsługa w
ten sposób protestuje, przeciwko temu, że Grecy dotychczas nie przeprosili
za to, że w zamierzchłych czasach uprawiali, i nawet propagowali to.
Co uprawiali, co propagowali do cholery jasnej? Ano, grzeszny seks pod postacią
sodomii, czyli mówiąc naukowo, homoseksualizm. Zgroza, i oni, ci Grecy
dotychczas za to nie przeprosili. Przeproszą, wtedy w knajpie Piter
będzie mógł se zażyczyć
flachy Metaxy. Nie przeprosili? To nich się Pan hellenofil
powścieka na tę klauzulę sumienia. Paranoja? No paranoja, bo takie to paranoiczne
czasy.
W klasie
Kroofka odlotowa
Krówki takie sobie, ale jak
ładnie opakowane. Nie wierzę, żeby cukierki były zawijane w
papierki przez Pitera pospołu z Dyrektorem. Już prędzej
uwierzę w to, ze robiły to świstaki.
Zbiorowe
Wpatruję
się w zdjęcia naszej klasy ze spotkań w kolejnych latach.
Wpatruję się dług intensywnie. I wiecie co? Czasami widzę
zarys, cień, zamgławioną postać, „medium”?, czy jak to
nazwać, by nie zostać nazwanym siermiężnym
parapsychologiem. Postać tego, czy tamtego; tej czy tamtej. Tych, którzy
się pospieszyli, i już TAM są. Czy to możliwe? A
dlaczegoż by nie? Przecież TAM to znaczy wszędzie, bo tameczna
forma istnienia nie jest związana z istnieniem tylko w konkretnym miejscu konkretniej
przestrzeni. Prawda Panie Piter?
Przecież sam Pan mówiłeś przeszłego roku, że
tameczna forma istnienia, jest podobna do formy istnienia, np. matematycznych abstraktów,
takich jak liczba. Na przykład liczba 4 (albo 7, bo Ewa lubi siódemki)
istnieje i w Morągu, i w Łodzi, i nawet w Toruniu. Istnieje
wszędzie i co więcej jest to ta sama liczba, no nie? Każde
indywiduum materialne dźwigające na sobie bagaż „futra mięsno
słoninowego” istnieje tylko w konkretnym miejscu przestrzeni.
Pozbywając się tego bagażu istnieje wszędzie. Niewiele
trzeba wysiłku, żeby to zauważyć: Wybierzcie sobie
któreś z poniższych zdjęć, wpatrujcie się w nie
uważnie przez 2 -3 minuty. Czy naprawdę w pewnym momencie wpatrywania
nie zauważacie rozmytej formy postaci przypominającej Bogusia Sz.,
lub nawet Marka Szablę? Ja ich widzę!. W ramach walki z nudą
czekania na…, spróbujcie poeksperymentować. Kogo zauważycie, i na
którym zdjęciu- dajcie znać mailowo lub telefonicznie dla wiadomej
osoby. Tak Panie Piter, tu o panu się mówi.
Kretowiny
Nie
było mnie tam więc się wypowiem na temat tego co tam było,
i jak tam było. No i z tego powodu będzie to wypowiedź
wyjątkowo wiarygodna i obiektywna.
A takich nam przecież trzeba słuchać. I robimy to kontynuując!
Myślicie może, że po takim niepowodzeniu z sympozjum, zaraz po
przyjeździe do Kretowin Pan Piter od razu otworzył flaszke
metaxę, pokrajał kawał sera feta, by aktywnie kontestować
przeciw głupocie klauzuli sumienia? Otóż nie, on zrobił coś jeszcze
bardziej dziwnego: wyjął i uruchomił swój komputer,
włączył program do przeglądania obrazów, wczytał któreś
ze zdjęć z kwiatami (zdjęcia te umieściłem
poniżej w grupie „Czerwone maki”), spojrzał wymownie w oczy Ewie i
zaczął natchnionym głosem mówić:
Ile kwiatów tyle światów na tym
świecie jednym |
Już po pierwszej zwrotce tego wiersza,
Marysia Ołowska z emocji zemdlała, Bożennka zaczęła
płakać, a Ela Olszewska szeptem zapytała „to On sam to
napisał?”; na co Bożennka odszepnęła „nie to chyba
Rafała Wojaczka”. Skąd wiedziała, że to Wojaczka, nie wiem.
Ale sprawdziłem w internecie, rzeczywiście to jego (Wojaczka) wiersz.
Choć dla mnie się wydawało, że Mickiewicza, albo Broniewskiego.
Jak skończył mówić, już normalnym głosem
wyjaśnił dlaczego ten teatr. Otóż okazuje się, że to
nie dlatego, że mu się w głowie zamieszało z powodu nie
możliwości zorganizowania sympozjum w parkowej, ale dlatego, że
on Piter organizuje konsultacje społeczne. Otóż zdjęcia
czerwonych maków to zdjęcia z pewnej łąki kwiatowej w mieście
Łódź. On mieszkaniec tego miasta nie godzi się na to by łódzkie
łąki kwiatowe propagowały komusze barwy. Dlatego konsultuje nas pytając
jakie kwiaty należałoby dosiać na tych łąkach, by nie
wyglądały one tak proletariacko. Na odpowiedzi czeka do
następnego dnia. Niech sobie poczeka, a ja w międzyczasie
sprawdziłem. Rzeczywiście zdjęcia przedstawiają
łódzką łąkę kwiatową znajdującą
się przy skwerze Gwardii Ludowej przy wylocie ulicy Brunona
Jasieńskiego…..
……..
Co zatkało
Was? Facet się martwi o dodatkowy kolor kwiatów, by nie było komuszo,
a tu cała łąka w komuszym miejscu (wyjaśniam B.Jasieński-
to genialny poeta, ale komuch). Ale nie zamartwiajcie się, jam dla
żartu podał stare nazwy ulic przy której jest łąka. Od 1994
roku ten skwer nazywa się skwerem św Ojca św JP2, a ta druga
uliczka to ul błogosławionej Karoliny Kózki. I słusznie, nie
będą komuchi wygrzewać swych zdradzieckich gnatów, w cieple
glorii i chwały naprawdę niepodległej Polski.
Po opisie
teatralnego wydarzenia w Kretowinach wracam do głównego nurtu spotkania. No
a tu, pojawia się coś co nazwane zostało uroczystą obiado-kolacją,
czyli coś na co wszyscy, łącznie z obsługą, czekali.
Nie będę podawał menu, bo i tak nikt mi nie uwierzy, ale
naprawdę było wyśmienite i wykwintne. I tylko, by poszczególne elementy menu lepiej
się w trzewiach ułożyły Panowie tj.: Wołodzia, Witek,
Piter i czasami Heniek tańczyli z Paniami. Najczęściej przy
muzyce/piosence „Orkiestry dęte”. Dość szybko wszyscy poczuli
się zmęczeni, a więc spaniem zakończył się
dzień pierwszy spotkania.
W
sobotę Piter ogłosił, że ma już wyniki konsultacji w
sprawie łąki kwietnej, ale wyników nie ogłosi, bo musi
sprawdzić, czy IPN nie ma jakichś zastrzeżeń co do zwycięskiej
rośliny. W tym też dniu, czyli 17 czerwca, okazało się,
że jakiś czas temu Bożennka Mikucka zechciała się
urodzić, a więc w sobotę w Kretowinach obchodziła rocznicę
swoich urodzin. Z tej okazji zafundowała uczestnikom imprezy swoją
obecność oraz obecność wspaniałego tortu urodzinowego.
Spotkanie
jak zwykle zakończyło się w niedzielę przed południem.
Jak? Nie będę pisał, bo i tak nie uwierzycie, Ale możecie
sprawdzić, bo ziemia w niektórych miejscach Kretowin do dziś jest
mokra od łez pożegnań.
Czerwone Maki