Rok 2024, czyli to już koniec. Niestety

 

                                                                                No może to dobrze, że nasze złodziejskie, szubrawe i skretyniałe elyty rządzące tym pięknym krajem- Polską, nie zdemolowały go doszczętnie. I na razie nie wepchnęły go, choć bardzo się starały, w bezsensowną wojnę.  Że do tego jeszcze nie doszło wielką zasługą jest codzienna modlitwa Pitera G., i jego gorliwe codzienne błaganie o pomoc do naszego św. JP2. O pomoc w zapobieżeniu wojny. Jak widać pomoc świętego okazała się skuteczna. Dlatego w pierwszym tygodniu września  niewielka grupka maturzystów z roku 1967 klasy XIa mogła się spotkać na corocznej imprezie w budynku morąskiego LO oraz w Kretowinach. Poniżej trochę zdjęć z tego spotkania pogrupowanych tematycznie.

                                                     Ale po kolei, w piątek około godziny 12.00 wejście do budynku XIII LO nie było zbytnio oblężone, bo grupa około 10 starszych osób to nie tłum. Tym nie mniej widać było w tej grupie Pitera G. – dowodzącego. W oczekiwaniu na punkt 12.00 Piter zaproponował byśmy zmówili modlitwę do św JP2 w intencji pokoju w Polsce. By nie budzić sensacji szkolnej gawiedzi, że znowu jakaś sekta przychodzi janiepawlić, modlić się zaczęliśmy szeptem. Choć szept Bożenki był lekko słyszalny, dlatego jeden z mijających naszą grupę uczniów rzucił w naszym kierunku zdanie: „ co znowu misja antyaborcyjna Rycerzy Maryji?”. Nikt mu nie odpowiedział, bo oto rozległ się dzwonek, który dla nas był informacją, że możemy wchodzić, bo jedna z sal lekcyjnych jest już wolna.  Więc z wolna po schodach poszliśmy do tej sali. W klasie spostrzegliśmy, że tu również nie jest nas zbyt dużo, pomimo, że dołączył do nas Dyrektor liceum. Gospodarz LO (ten sam od lat i tak samo sympatyczny od lat) jak zwykle sympatycznie powitał nas, jako grupę weteranów liceum. Po czym dowodzenie zgromadzeniem przejęła Bożenka M.- gospodyni naszej klasy licealnej.  Jak zwykle sprawdziła listę obecności oraz nakazała złożenie własnoręcznego popisu na kartce papieru, co w przyszłości stanowić będzie dowód w ewentualnej sprawie. Fotografia  kartki z podpisami znajduje się poniżej. Po czym zaczęła się półtoragodzinna dyskusja, czyją nieobecność na naszym spotkaniu usprawiedliwić, a czyją nie. Wyszło na to, że najbardziej haniebna i godna potępienia jest nieobecność Witka Sz. oraz Janusz H. No bo jak można przyjąć poważnie usprawiedliwienie Janusza: „w tych dniach w muzeum Piłsudskiego w Sulejówku będzie odczyt na temat losów doczesnych szczątków Kasztanki Marszałka, na którym to odczycie on musi być obecny, dlatego na naszym spotkaniu on nie będzie”. No przecież takie tłumaczenie nikczemne!. Janusz, Witek wstydźta się do jasnej cholery. Weźta przykład z Edzia Korczakowskiego który, być być  na spotkaniu klasowym, potrafił przełożyć sobie rundę gry w tenisa z gościem, który osobiście zna tą najlepszą polską tenisistkę. No jak jej nazwisko, cholera zapomniałem.  Po etapie krytyki nieobecnych nieusprawiedliwionych, obecne na spotkaniu dziewczyny z naszej klasy zostały obdarowane dwiema wiązankami pięknych kwiatów. Dwiema, bo od Pitera- były kwiaty powitalne, a ode mnie pożegnalne. Dalej, to co zawsze: pożegnanie z Dyrektorem, zdjęcia zbiorowe przed wejściem, i wyjście do knajpy. Jak się domyślacie tym razem nie była to knajpa Parkowa (która, być może z powodu stosowania w niej klauzuli sumienia, w międzyczasie splajtowała). Ale w pobliży jest restauracja która nazywa się „Stara Czapla” czy jakoś tak. Nie ma w niej klauzuli sumienia więc bez problemu podają Metaxę, czy inne wyroby greckie. Po wizycie w Czapli grupa ewakuowała się go Kretowin, gdzie jak zawsze o 17.00 extraordynaryjna kolacja połączona z imprezą urodzinową Bożenki M. Zdjęcia z tej kolacji poniżej. I to na tyle, więc adios, i ostańta z Bogiem.

W klasie

 

schowek.jpg

 

 

 

Kanał

 

Piter ma krewnych wszędzie. Jego wujko-dziadek jest inżynierem od przekładania wajchy na pochylni Buczyniec kanału Sueskiego, Panamskiego, czy cholera wie jakiego (dokładnie nazwy nie pamiętam, ale to kanał między Ostródą, a Elblągiem, jakby się kto pytał). Korzystając z tych rodzinnych koneksji, Piotrek Gygorowicz w sobotę zawiózł grupę klasową na tą pochylnię  No i co? Ano wszyscy podziwiali i kanał, i pochylnię, i krajobraz. Co na zdjęciach widać. Gdybym tam był też bym podziwiał.

 

 

Schowek.jpg

                                           

 

 

Zbiorowe

                                                                  

Przeglądając z kolejnych lat te zdjęcia widzimy, że ten zbiór staje się coraz bardziej zbiorkiem. Panie Boże, czy Ciebie  to nie dziwi? Przecież dla Ciebie część to to samo co całość. A całość to, to samo co część.

 

 

Schowek.jpg

 

 

 

Kretowiny

 

Napiszę tak jak poprzednie: „nie było mnie tam więc się wypowiem na temat tego co tam było, i jak tam było”. Zaczęło się jak zawsze w piątek o 17.00. Gdy część osób przybyło z Morąga, a część z Gietrzwałdu. Zarówno jedni, jak i drudzy są pokazani na poniższych zdjęciach. Choć trzeba przyznać, że ci drudzy na fotkach są tak jakby lekko owiani nimbem świętości. No bo wiadomo, z Gietrzwałdu… . Na początku imprezy Bożenka M. (która tak naprawdę ma na imię Hellena) przedstawiła pismo z Urzędu Miasta Toruń (pismo było potwierdzone przez notariusza, a co wy sobie myślicie). W piśmie tym UM Toruń informuje, że wyraża zgodę na przeniesienie terminu imprezy z czerwca na wrzesień. I w ten sposób nasza impreza klasowa stał się jednocześnie imprezą urodzinową Bożeny. Dlatego chyba nie powinniście się dziwić, że na fotkach pojawia się tort i butla metaxy. Ja natomiast mocno się zdziwiłem, gdy w niedzielę, po zakończeniu Kretowin, Piter Grygorowicz przywiózł mi kawał tortu i flachę metaxy urodzinowej. Z informacją: to, i dodatkowo pozdrowienia, od Bożeny M.. No cóż wzruszył żem się bardzo, prawie do łez, i pomimo wzruszenia odpowiem jubilatce: „ Bożenko, Bóg zapłać i dasz bór”. Oczywiście tort już zjadłem, więc nikt nie musi mnie odwiedzać licząc na kawałek. Natomiast metaxę co wieczór wącham, bo tylko tyle mogę. Co jeszcze o spotkaniu w Kretowinach? Na miłość boską, dlaczego ja mam o tym opowiadać? Ze zdjęć poniżej widzicie kto tam był, więc zwróćcie się innych osób. Niech i one doznają odrobiny przyjemności z opowiadania.

 

schowek.jpg

 

 

 

 

Wyżerka

 

Patrząc na te zdjęcia  jakieś 10 lat temu, ślina toczyła by mi się z pyska. Jak prawie wszyscy byłem MAFAGIEM (tj mobilną fabryką  g…), tj istotą która swoje bliższe i dalsze otoczenie rozpatruje pod kątem przydatności do sprawianie jej takiej czy innej przyjemności. Mało tego MAFAG zwykle swe otoczenie stara się przekształcać tak, by w jak największym stopniu zaspakajało jego, a nie innych, pożądanie przyjemności. Wydaje się, że cywilizacje w fazie upadku są cywilizacjami MAFAGÓW. Czy istotnie jesteśmy już  cywilizacją w fazie upadku? Odpowiedź można znaleźć obserwując monstrualne stosy porcji mięsa, wędlin i innej wyżerki w koszach klientów Biedronek, Lidlów, etc. Był kiedyś taki film: „Wielkie żarcie” i z tym filmem kojarzą mi się poniższe zdjęcia, chociaż przyznaję nie ma na nich zdjęcia dania, które pojawiło się w finale filmu.

 

 

Schowek.jpg

 

 

 

 

 

 

0