W dalszym ciągu najlepsza klasa XIa
Liceum w Morągu
(Rocznik 1967)
Kiedyś śpiewaliśmy beztroskie arie
W Kretowinach nad jeziorem Narie.
Już wtedy był dla nas za stary
Piotr Szczepanik i „Czerwone Gitary”,
Bo tylko nasza młodość była młoda,
Bo któż inny skrzydeł by nam dodał!
Co nas obchodziły starożytne Katony?
Gdyśmy mieli najlepszy zespół „Ketony”!
Wtedy głowy nasze były w niebiosach czystych,
Dzięki wzrostowi wspaniałego Rysia
perkusisty,
Który dziś broni się przed bandytów
atakiem
Swoją dziecinną zabawką zwaną
„Czakiem”-
Celuje w bandziorów gorzej niż potrafi,
Aby im krzywdy nie zrobić i nie trafić.
Może, więc z miłości do kolegi Jarmołkiewicza
Elę* i Marysię świat do pielęgniarek
zalicza.
Mieliśmy i „Szaję”, i siłacza „Szablę”
z mina hardą
Co jak cukierka zjadł żywego ślimaka z
musztardą!
Alinka, o którą bijąc się zalotnicy
wybijali sobie wszystko,
Słusznie doszła do wniosku, że musi
zostać dentystką!
Nie bez powodu mamy także geodetów
dwóch,
Janusza Hoffmana i Kirsona Włodka-
Oni pamiętają o naszych szlachetnych
przodkach,
Którzy strzegli przed Krzyżakami ziemi
skąd nasz ród.
Był u nas nawet „Mosiek” i „Piotruś” i
„Franio”,
A wszystkich brała pod skrzydła
profesor Irena, nasz anioł.
Wspomnijmy dziś także z fizyczna łezką
w oku „Dyndala”
Co miał za złe historyczce, że ubóstwia
tylko Dedala.
Wciąż słyszymy symfonie na liczydle
„Bemola”,
Który potrafił rozlirycznić nawet
dostojnego „Misia”.
Naszym profesorom nikt nie potrafił
dotrzymać pola,
O czym wiemy już od dawna, co doceniamy
dzisiaj....
Wspominamy najczulej profesorkę
biologii „Skrętnicę”,
Dzięki niej poznawaliśmy najtajniejsze
natury tajemnice.
Cudowna była ta nasza klasowa paczka,
najfajniejsza nasza,
Którą doceniała nawet rusycystka
„Ciocia Pasza”,
Co zawsze ramię w ramię z nami,
pospołu,
Udawała, że również kocha zasady
Komsomołu!
Tacy byliśmy my, w najlepszym Liceum w
Morągu
W klasie godnej Brechta songu-
I mimo, iż nie była to najwspanialsza
historii era,
My uczyliśmy się od szlachetnego
pastora Herdera,
Że ewolucja to postęp sprawiedliwości i
rozumu,
Więc wciąż wędrujemy po ojczystej ziemi
z dumą-
A i w szerokim świecie także dajemy
sobie radę:
„Maryś” w Holandii wiatraki bardzo
sobie chwali,
Marylka Montowska podbiła swym urokiem
Kanadę,
„Szycak” zawarł przyjaźń z koalą w
Australii.
Inni też radzą sobie nawet w
najtrudniejszej chwili,
BO NAS WSZYSTKICH MĄDRZY Z
NAJMĄDRZEJSZYCH
MĄDROŚCI NAJMĄDRZEJ UCZYLI!
Na koniec autor tego poematu ze wstydu
jakże się czerwieni.
Że nie potrafił wszystkich profesorów i
całej klasy wymienić.
Nie umiał nawet, nie był w stanie
Opowiedzieć o swoim przyjacielu
Bogdanie,
Z którego także wyrósł człek nielichy,
Jeśli otarł się on o generalskie
szlify...
I w ogóle przerosły autora czyny
bohaterów najzdolniejszej klasy
Wszechczasów ....
Mimo to, Szanowni i Dostojni Goście,
Bądźcie i dzisiaj wyrozumiali,
Jak zawsze byliście wspaniali...
I nawet za ten nieudolny wiersz bez
zwlekania
Wypijcie zdrowie autora „Trójwyznania”!
31.05.2002
Czesław Kuriata
________________________
W oryginale przez pomyłkę: Teresę